poniedziałek, 20 sierpnia 2012

6.


W efekcie końcowym Cristina  wybrała mi  krótkie dżinsowe spodenki do tego bluzka na ramiączkach.
- Sukienka to zbyt oficjalna… to tak bardziej na randkę… -  puściła mi oczko
Przebrałam się i pokazałam się jej. Ona powiedziała ‘genialnie’ i poklepała miejsce obok siebie na moim łóżku. Usiadłam  i  Cristina dalej mówiła :
- Swoją drogą, kiedy będziesz chciała powiedzieć o nim Pepowi?
- Nie myślałam o tym… Nie wiem czy coś z tego będzie, więc wolałabym się z tym trochę wstrzymać – odpowiedziałam. – Znamy się dopiero drugi dzień? Trzeci? Dzisiaj to takie wyjście bardziej koleżeńskie… - posłałam jej ciepły uśmiech.
- No dobra, jak wrócisz to zadzwoń do mnie czy coś to mi opowiesz!
- Jasne, nie ma sprawy. Dzięki za ‘stylowy’ ratunek – zaśmiałam się.
Na pożegnanie się przytuliłyśmy  i Cristina poszła do domu. Naprawdę, bratową mam genialną!
Kiedy byłam w drodze do pokoju, rozległo się pukanie do drzwi. Szybko zbiegłam i otworzyłam.
- Piękna, co tam porabiasz? – no tak. Nikt inny nie mógł wpaść jak Pique. Wszedł i rozgościł się na mojej kanapie.
- Szykuję się, za pół godziny wychodzę… - odpowiedziałam i kąciki moich ust mimowolnie się uniosły.
- I po twojej minie już nawet wiem z kim – zaśmiał się – z Niejakim Ibrahimem Afellayem, zgadza się?
Ten to potrafi mnie rozszyfrować.
Przytaknęłam tylko.
- Ale cicho, nie mów póki co Pepowi, proszę – mój ton głosu był niemal błagalny. – To tylko spotkanie koleżeńskie a on nie musi na razie o tym wiedzieć…
- Myślisz, że skończy się na koleżeńskim spotkaniu? – spojrzał na mnie spode łba.
Przytaknęłam znowu, chociaż w głębi serca nie chciałam by tak się skończyło.
- To się nasza malutka Debbie lekko zdziwi, bo to się nie skończy na spotkaniu koleżeńskim. Zobaczysz, potem będą oficjale randki a następnie…
- Nawet nie kończ, bo znasz mnie i wiesz, że tak nie będzie.
Spojrzał na mnie znów spode łba.
- Cicho bądź, malutka. Ja wiem lepiej!
Ten jego groźny ton, który ja zawsze komentuje jednym wielkim wybuchem śmiechu.
- Dobra, spadam. Nie będę ci przeszkadzał. Swoją drogą ładnie wyglądasz – puścił mi oczko i skierował się do drzwi.
Uderzyłam go lekko otwartą dłonią w głowę.
- Za co?! – krzyknął – Nic nie zrobiłem!
- Za miłość do ojczyzny, wielkoludzie – skwitowałam i wytknęłam język.
On tylko prychnął i przebiegł przez ulicę do swojego domu, a ja zamknęłam drzwi. Usiadłam w salonie, na dywanie i myślałam jak to dalej będzie. Jakoś nigdy nie miała szczęścia w miłości, a więc czemu miałoby się to teraz zmienić?

*
Czekałam pod Camp Nou. Jak zwykle byłam niecały kwadrans przed czasem. Przyjmuję zasadę, że lepiej być chwilę  przed czasem niż o minutę za późno.
Stałam twarzą skierowaną  na stadion, kiedy ktoś złapał mnie na chwilę w pasie. Szybko się odwróciłam i zobaczyłam Ibrahima.
- Hej –przywitałam się z nim wielkim uśmiechem na twarzy – Gdzie idziemy? – od razu zapytałam.
- Nie wiem, sądziłem że ty coś wymyślisz, bo ja nie znam aż tak Barcelony – zaśmiał się.
Mówiłam  już, że ma zabójczy uśmiech? I oczy?
- Mam pewien pomysł. Chodź – wzięłam go za rękę i szybkim krokiem zmierzaliśmy do mojego ulubionego miejsca w którym zawsze się wyciszałam.  Było nie daleko, więc nie męczylibyśmy  się zbytnio drogą.
- Gdzie mnie prowadzisz? – spytał, patrząc się na mnie roześmianym wzrokiem.
- Dowiesz się za raz.  – puściłam mu oczko 
- Mam się bać? – zaśmiał się.
Spojrzałam na niego groźnie, po czym sama wybuchłam śmiechem, kręcąc głową i mówiąc ‘ że to naprawdę piękne miejsce’
Po niespełna piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Była to ogromna, zielona polana z małymi wzgórzami. Dookoła była tylko zieleń, żadnych dróg, spalin, blokowisk i innych szkodzących rzeczy.
- Tutaj zawsze przychodziłam, żeby się uspokoić… lub naładować baterie na kolejny ciężki dzień. Dawno tu nie byłam – zamknęłam oczy, wyprostowałam ręce i zaczęłam się kręcić wokół własnej osi.
- Pięknie tu – Ibrahim stał jak zaczarowany.
- Mówiłam. To jest takie magiczne miejsce – dodałam z uśmiechem. – Opowiedz coś o sobie. Spotkałam się z Tobą a nic o tobie nie wiem. – usiadłam na trawie i poklepałam miejsce  obok mnie, by Ibi też mógł usiąść.
- Jak już wiesz, jestem muzułmaninem. Mam marokańskie pochodzenie. Mam również dwóch braci, młodszego o rok Samira i Alego. Urodziłem się w Utrechcie, w Holandii i mam skończone dwadzieścia cztery lata – uśmiechnął się.
- Wiedziałam, że masz jakieś inne korzenie… Byłbyś trochę bledszy jakbyś był typowym holendrem – zaśmiałam się.
- To teraz twoja kolei – puścił mi oczko.
- No dobra, ja mam dwadzieścia dwa lata, mam o siedemnaście lat starszego brata Josepa Guardiolę, którego oczywiście znasz,  mam lęk wysokości, nie lubię pająków i węży. Na samą myśl o nich trzęsę się jak galareta. Lubię oglądać piłkę nożną… Wróciłam półtora miesiąca temu z Wielkiej Brytanii, gdzie byłam na studiach fotograficznych. Aktualnie mieszkam sama w starym domu po rodzicach, który odmalowałam, odświeżyłam i na nowo umeblowałam– odpowiedziałam prawie na jednym wdechu.
Patrzył się na mnie jak w obrazek od jakiegoś czasu.
- Coś nie tak? Rozmazałam się gdzieś? – spytałam i zaczęłam palcem jeździć w okolicach oczu.
- Nie, nie rozmazałaś się – zaśmiał się Ibrahim. Ukradkiem dotknął swoją dłonią moją dłoń.
Przeszły mnie przyjemne dreszcze. Nie wiedziałam, że jeden dotyk może sprawić tyle przyjemności!
Przysunął się trochę bliżej mnie, założył mi kosmyk włosów za ucho  i wpił się w moje usta. Zamknęłam oczy i oddawałam pocałunek, chociaż sama nie wiem czemu. Całowanie się na pierwszym spotkaniu? Bo to nawet nie jest randka…
Oderwał się  ode mnie i czekał na moją dalszą reakcję.  Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego pytająco.
- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać – odpowiedział. Był lekko zmieszany i to było widać.
Nawet nie wiedziałam co odpowiedzieć. Byłam w niemałym szoku. W końcu odważyłam się…
- Nic się nie stało – odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – Ale nie uważasz, że to trochę za szybko?
- Przy Tobie czuję się inaczej… Jakbym znał cię  całe życie i jeszcze dłużej… - no, to mi wyznał… nie spodziewałam się tego. Rozmawialiśmy jeszcze chwile kiedy spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę siedemnastą trzydzieści.
- Ale ten czas leci… Wybacz, muszę się zbierać – spojrzałam znów  na niego.
- Ten pocałunek…
- Nie musimy o tym rozmawiać jeżeli nie chcesz… - dodałam i wstałam. On również wstał i stanął tuż przede mną. Złapał mnie za ręce.
- Ale to było niesamowite… - i znów mnie pocałował.
Co ja mam o tym myśleć?!
- Nie mówmy o tym Pepowi, na razie – przerwałam na chwilę po czym Ibrahim dalej kontynuował.
____
no to macie to spotkanie :D odcinek długi, ma dwie strony z haczykiem ^^

7 komentarzy:

  1. wow pierwszy pocałunek. Ładnie ładnie.... Jestem ciekawa jak potoczy sie t dalej, no i kiedy Pep ich nakryje bo zapewne tak się stanie jeśli nie powiedza mu na czas :)
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. Prędzej czy później Pep się dowie i już nie bedzie tak kolorowo ;-) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś szybko ten pierwszy pocałunek.. ;) I ciekawe jak zareaguje Pep jak się dowie, że jego siostra spotyka się z jego zawodnikiem.. Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział :> ja tam bardzo lubie szybkie pocałunki na pierwszym spotkaniu :D czekam na kolejne spotkania ;* Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No i mamy pocałunek, ale czy nie trochę aby za wcześnie. Pique domyślał się, że właśnie tak się to zakończy. Jestem ciekawa reakcji Pepa kiedy się o wszystkim dowie

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaaaaaa ubóstwiam ten odcinek! Ibi taki słodki <333
    Fajnie, że między nimi zaczyna iskrzyć. Ten pocałunek sprawił, że na pewno nie będą sobie obojętni i zaczną tą znajomość traktować na poważnie! ;)
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. hoho! No, to teraz niech szanowny pan Guardiola wkroczy, to bedie bardzo interesująco! Na pewno nie będzie zadowolony, ale jak bardzo, to zostawiam tobie xd czekam na ne4xta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń