poniedziałek, 19 listopada 2012

19.



Kiedy siedziałam tym razem u siebie w domu, w towarzystwie Gerarda, mój telefon się nagle rozdzwonił. Zobaczyłam na ekranie jakiś nieznany numer.
- Halo? – powiedziałam ochrypłym głosem, z racji, że ostatnie dwie godziny przepłakałam.
- Debbie, kochanie! – usłyszałam po drugiej stronie radosny głos.
- Ibi? – mówiłam z niedowierzaniem – Ale jak? Dzwoniłam do ciebie, tak się bałam…
- Nic mi nie jest – odpowiedział – Przepraszam, ale zgubiłem telefon
- Ja cię chyba za to zabije! Ty wiesz jak ja się o ciebie bałam! Myślałam, że nie żyjesz! – wrzasnęłam prawie do tego telefonu. Jak on mógł mi coś takiego zrobić!? On nawet nie wiedział, co ja tu przeżywałam, a on jak gdyby nigdy nic dzwoni, zadowolony jak nigdy!
- Kochanie, przepraszam. Wynagrodzę ci to jakoś jak wrócę – mówił to takim tonem, który zawsze na mnie działał uspokajająco. – Muszę kończyć, do zobaczenia za dwa dni. – i tak po prostu się rozłączył. Nie wierzę!
- Ani słowa – powiedziałam do Gerarda, który chciał coś powiedzieć, z uśmieszkiem. Wiedziałam już co. 
A nie mówiłem?’
- Opowiesz mi wreszcie kim jest ta twoja tajemnicza dziewczyna? – spytałam się, jak zobaczyłam, że Pique znowu namiętnie z kimś esemesuje, co rusz uśmiechając się do ekranu telefonu. Popiłam łyk gorącej czekolady, która wpływała na mnie uspokajająco. Musiałam jakoś ochłonąć po tej panice.
- Ale póki co, buzia na kłódkę – odpowiedział i spojrzał na mnie. Zaśmiałam się i przytaknęłam. Byłam strasznie  ciekawa!
- To Shakira – dokończył i uśmiechnął się szeroko. Ja wybałuszyłam oczy i nie mogłam uwierzyć.
- Ta Shakira? – spytałam lekko się jąkając.
- A jest jakaś inna? – zaśmiał się
Fakt. Nie ma innej. Ale  jak to… On I Shakira?! To nie możliwe. Okej. Wyluzuj Debbie.
- Masz jakieś plany co do niej? – spytałam i spojrzałam na swojego przyjaciela.
- Póki co to takie małe – puścił mi oczko – Ale wiedz, że zawsze będziesz dla mnie ważna – przytulił mnie do siebie, a ja musnęłam jego policzek. Taki przyjaciel to skarb.
Po chwili Pique oznajmił mi, że idzie spotkać się ze swoją dziewczyną. Nie widziałam w tym żadnego problemu. Puściłam go i znów zostałam sama. Chciałam włączyć telewizję, lecz dostałam wiadomość.
Zaraz do ciebie wpadnę ‘. Nadawcą był oczywiście Bojan.
Uśmiechnęłam się pod nosem, bo dawno go nie widziałam… Od sylwestra! Potem tylko na treningu, raz czy drugi.
Nie minęło piętnaście minut, a zjawił się w progu mojego domu. O dziwo już nie kulał. Wpuściłam go do domu i spytałam się, czy nie chce czegoś do picia. Odpowiedział, że nie. Usiadłam obok niego i po jego wyrazie twarzy, wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Coś się stało?- spytałam.
- Nie, w sumie to tak… Dzwonili do mnie z AS Romy… I powiedzieli, że widzą mnie u siebie. Barcelona zgodziła się na transfer…
- Ale ty nie jesteś do końca pewien?
On spuścił lekko głowę i przytaknął.
- AS Roma to bardzo dobry klub… Nie uważasz, że warto spróbować? – dotknęłam jego dłoni, by jakoś go wesprzeć. Wiem, że dla niego to trudna decyzja. W końcu to zadecyduje o tym, czy zostawi tu rodziców i przyjaciół czy zostanie w Barcelonie i będzie grzać ławkę rezerwowych.
- Może masz rację. Spróbuję, a potem zobaczymy – uśmiechnął się blado. – A tak zmieniając temat. Czemu nie robiłaś parapetówki?
Pacnęłam się  otwartą dłonią w czoło.
- Szczerze? Zapomniałam o tym- zaśmiałam się
Rozmawialiśmy jeszcze z dobre dwie godziny. Matko, zapomniałam już jak to dobrze mi się z nim rozmawiało. Kiedyś byliśmy prawie nierozłączni, jak Gerard mnie tu zostawił samą i przeniósł się do Manchesteru United w wieku siedemnastu lat.
- Będę już szedł. Dzięki za radę – powiedział i pocałował mnie w policzek na pożegnanie. Udaliśmy się w stronę drzwi.
- Nie ma za co. Od tego są przyjaciele – pomachałam mu i kiedy zniknął w swoim czarnym BMW, zamknęłam drzwi i udałam się do łazienki by odbyć długą i gorącą kąpiel.

Myślałam o tym wszystkim co zdarzyło się dzisiaj. Nie wiem co bym teraz robiła jakby Ibi się nie odezwał. Szalałabym ze smutku i bezradności.  Naprawdę, jak go zobaczę na lotnisku pojutrze, to najpierw go przytulę  najmocniej jak się da, a potem uduszę własnymi rękami! Niech wie, że nie wolno tak robić, a w szczególności mnie!
____
krótko, zwięźle i na temat. No to co, za tydzień już epilog!
swoją drogą, zaczęłam nowe opowiadanie www.american-love-for-you.blogspot.com  o Piazonie.
Tak więc,serdecznie zapraszam tych, których jeszcze do siebie nie zraziłam :)
Pozdrawiam :*

9 komentarzy:

  1. świetny rozdział :> no bardzo dobrze, że nasz Ibi przeżył :> Nie wiem co bym zrobiła gdyby coś mu się stało. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej.. nie zgadzam się na epilog! ;D Aż musiałam napisać komentarz, bo na codzień jestem raczej cichą fanką. ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. ja też się nie zgadzam! Nie chcemy żebyś kończyła :)

    OdpowiedzUsuń
  4. wiedziałam, że będzie żył, ale... epilog? Tak teraz?
    No nie rób nam tego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej no. Już epilog ?
    Ibi żyje, jak dobrze. = ]
    Pisz. pisz : *

    OdpowiedzUsuń
  6. hahahha, no ja nie wierze, neinawidzę cię! jak mogłaś przywrócić mu życie/ Nie widziałąś mojej radści na wieśc o jeso dednięciu? ;c jesteś okrutnikiem1 (Boż... ze mna na[prawdę jest coś nie tak! O.o) szkoda, że to zaraz epilog... ;c No ale nic. Czekam na wszeeelkie nexty i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. IBI ŻYJEEEEEE <333
    Ej no nie kończ, ja nie pozwalam! ;<
    Ja uwielbiam to opowiadanie i ja nie chcę końca, no! ;C

    OdpowiedzUsuń
  9. Jej, straaaasznie cię przepraszam. Obiecuję poprawę. Przeważnie staram się zwracać uwagę na informatory i chyba nawet wprowadzę to u siebie.
    Jeszcze raz przepraszam.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń