Kiedy
siedziałam tym razem u siebie w domu, w towarzystwie Gerarda, mój telefon się
nagle rozdzwonił. Zobaczyłam na ekranie jakiś nieznany numer.
- Halo? –
powiedziałam ochrypłym głosem, z racji, że ostatnie dwie godziny przepłakałam.
- Debbie,
kochanie! – usłyszałam po drugiej stronie radosny głos.
- Ibi? –
mówiłam z niedowierzaniem – Ale jak? Dzwoniłam do ciebie, tak się bałam…
- Nic mi nie
jest – odpowiedział – Przepraszam, ale zgubiłem telefon
- Ja cię
chyba za to zabije! Ty wiesz jak ja się o ciebie bałam! Myślałam, że nie
żyjesz! – wrzasnęłam prawie do tego telefonu. Jak on mógł mi coś takiego zrobić!? On nawet nie
wiedział, co ja tu przeżywałam, a on jak gdyby nigdy nic dzwoni, zadowolony jak
nigdy!
- Kochanie,
przepraszam. Wynagrodzę ci to jakoś jak wrócę – mówił to takim tonem, który
zawsze na mnie działał uspokajająco. – Muszę kończyć, do zobaczenia za dwa dni.
– i tak po prostu się rozłączył. Nie wierzę!
- Ani słowa
– powiedziałam do Gerarda, który chciał coś powiedzieć, z uśmieszkiem.
Wiedziałam już co.
‘ A nie mówiłem?’
- Opowiesz
mi wreszcie kim jest ta twoja tajemnicza dziewczyna? – spytałam się, jak
zobaczyłam, że Pique znowu namiętnie z kimś esemesuje, co rusz uśmiechając się
do ekranu telefonu. Popiłam łyk gorącej czekolady, która wpływała na mnie
uspokajająco. Musiałam jakoś ochłonąć po tej panice.
- Ale póki
co, buzia na kłódkę – odpowiedział i spojrzał na mnie. Zaśmiałam się i
przytaknęłam. Byłam strasznie ciekawa!
- To Shakira
– dokończył i uśmiechnął się szeroko. Ja wybałuszyłam oczy i nie mogłam
uwierzyć.
- Ta
Shakira? – spytałam lekko się jąkając.
- A jest
jakaś inna? – zaśmiał się
Fakt. Nie ma
innej. Ale jak to… On I Shakira?! To nie
możliwe. Okej. Wyluzuj Debbie.
- Masz
jakieś plany co do niej? – spytałam i spojrzałam na swojego przyjaciela.
- Póki co to
takie małe – puścił mi oczko – Ale wiedz, że zawsze będziesz dla mnie ważna –
przytulił mnie do siebie, a ja musnęłam jego policzek. Taki przyjaciel to
skarb.
Po chwili
Pique oznajmił mi, że idzie spotkać się ze swoją dziewczyną. Nie widziałam w
tym żadnego problemu. Puściłam go i znów zostałam sama. Chciałam włączyć
telewizję, lecz dostałam wiadomość.
‘ Zaraz do ciebie wpadnę ‘. Nadawcą był
oczywiście Bojan.
Uśmiechnęłam
się pod nosem, bo dawno go nie widziałam… Od sylwestra! Potem tylko na
treningu, raz czy drugi.
Nie minęło
piętnaście minut, a zjawił się w progu mojego domu. O dziwo już nie kulał.
Wpuściłam go do domu i spytałam się, czy nie chce czegoś do picia.
Odpowiedział, że nie. Usiadłam obok niego i po jego wyrazie twarzy, wiedziałam,
że coś jest nie tak.
- Coś się
stało?- spytałam.
- Nie, w
sumie to tak… Dzwonili do mnie z AS Romy… I powiedzieli, że widzą mnie u
siebie. Barcelona zgodziła się na transfer…
- Ale ty nie
jesteś do końca pewien?
On spuścił
lekko głowę i przytaknął.
- AS Roma to
bardzo dobry klub… Nie uważasz, że warto spróbować? – dotknęłam jego dłoni, by
jakoś go wesprzeć. Wiem, że dla niego to trudna decyzja. W końcu to zadecyduje
o tym, czy zostawi tu rodziców i przyjaciół czy zostanie w Barcelonie i będzie
grzać ławkę rezerwowych.
- Może masz
rację. Spróbuję, a potem zobaczymy – uśmiechnął się blado. – A tak zmieniając
temat. Czemu nie robiłaś parapetówki?
Pacnęłam
się otwartą dłonią w czoło.
- Szczerze?
Zapomniałam o tym- zaśmiałam się
Rozmawialiśmy
jeszcze z dobre dwie godziny. Matko, zapomniałam już jak to dobrze mi się z nim
rozmawiało. Kiedyś byliśmy prawie nierozłączni, jak Gerard mnie tu zostawił
samą i przeniósł się do Manchesteru United w wieku siedemnastu lat.
- Będę już
szedł. Dzięki za radę – powiedział i pocałował mnie w policzek na pożegnanie.
Udaliśmy się w stronę drzwi.
- Nie ma za
co. Od tego są przyjaciele – pomachałam mu i kiedy zniknął w swoim czarnym BMW,
zamknęłam drzwi i udałam się do łazienki by odbyć długą i gorącą kąpiel.
Myślałam o
tym wszystkim co zdarzyło się dzisiaj. Nie wiem co bym teraz robiła jakby Ibi
się nie odezwał. Szalałabym ze smutku i bezradności. Naprawdę, jak go zobaczę na lotnisku
pojutrze, to najpierw go przytulę
najmocniej jak się da, a potem uduszę własnymi rękami! Niech wie, że nie
wolno tak robić, a w szczególności mnie!
____
krótko, zwięźle i na temat. No to co, za tydzień już epilog!
swoją drogą, zaczęłam nowe opowiadanie www.american-love-for-you.blogspot.com o Piazonie.
Tak więc,serdecznie zapraszam tych, których jeszcze do siebie nie zraziłam :)
Pozdrawiam :*
świetny rozdział :> no bardzo dobrze, że nasz Ibi przeżył :> Nie wiem co bym zrobiła gdyby coś mu się stało. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńEj.. nie zgadzam się na epilog! ;D Aż musiałam napisać komentarz, bo na codzień jestem raczej cichą fanką. ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńja też się nie zgadzam! Nie chcemy żebyś kończyła :)
OdpowiedzUsuńwiedziałam, że będzie żył, ale... epilog? Tak teraz?
OdpowiedzUsuńNo nie rób nam tego.
Ej no. Już epilog ?
OdpowiedzUsuńIbi żyje, jak dobrze. = ]
Pisz. pisz : *
hahahha, no ja nie wierze, neinawidzę cię! jak mogłaś przywrócić mu życie/ Nie widziałąś mojej radści na wieśc o jeso dednięciu? ;c jesteś okrutnikiem1 (Boż... ze mna na[prawdę jest coś nie tak! O.o) szkoda, że to zaraz epilog... ;c No ale nic. Czekam na wszeeelkie nexty i pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńIBI ŻYJEEEEEE <333
OdpowiedzUsuńEj no nie kończ, ja nie pozwalam! ;<
Ja uwielbiam to opowiadanie i ja nie chcę końca, no! ;C
Jej, straaaasznie cię przepraszam. Obiecuję poprawę. Przeważnie staram się zwracać uwagę na informatory i chyba nawet wprowadzę to u siebie.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz przepraszam.
Buziaki